"Droga do Światła" rozdział I
Łukasz Drążek
Droga do Światła
Mail: drazek.wm@gmail.com
drazekwm@wp.pl
Spis treści
(kliknij na rozdział, żeby go przeczytać, jeśli jest dostępny)
drazekwm@wp.pl
Spis treści
(kliknij na rozdział, żeby go przeczytać, jeśli jest dostępny)
1. Pierwszy cios (oglądasz ten rozdział)
5. Bezlitosne więzienie
6. W poszukiwaniu zaginionego księcia
7. Geniusz w koronie
8. Spisek ujawniony
9. Kryjówka w lesie
10. Uratować, czy nie uratować?
11. Labirynt
12. Konsekwencje pewnych decyzji
13. Pościg
14. Zwycięstwo i porażka
15. Malarka
16. Gasnące światło
17. Początek końca
18. Świat umiera
19. Rycerz wraca do domu
20. List
21. Rozkaz numer 28
22. Wspomnienia czarodzieja
23. Matka i syn
24. Prośba królowej
25. Jeden przeciw wszystkim
26. Koniec Tysiącletniej Wojny
27. Nowy Świat
Epilog
Dla rodziny i przyjaciół
Mapa Agranii
Rozdział I
Pierwszy cios
Zamierzał zabić.
Z
zimną krwią.
Bez
litości.
Chciał
zemsty. Chciał rozpłatać skórę, przeszyć mięśnie i zatopić zimną stal w sercu. Chciał
krwi, która zaspokoi jego palący gniew. Płomienie nienawiści spaliły w nim
wszystko, co dobre. Zabije i nic go nie powstrzyma.
Już
biegł do swojej pierwszej ofiary. Pędził przez gęsty las. Wokoło wszystko
zamarło. Dało się tylko usłyszeć oddech chłopaka i szelest kroków. Towarzyszyła
mu noc, jednak niedługo ciemność ustąpi miejsca porankowi. Młodzieniec
przeskoczył odstający korzeń i bez wytchnienia gnał dalej. Nie obawiał się, że
zgubi drogę w mroku nocy. Znał na pamięć tę okolicę. W przeszłości kochał
spacery wzdłuż jeziora Halantia. Wtedy jeszcze miał życie...
Wydawało
się to niemożliwe, lecz przyśpieszył jeszcze bardziej. Omijał doły i kolczaste
krzewy jak zwinny myśliwy. Płuca mu płonęły, a nogi miał jak z ołowiu. Nie zatrzymywało
go to. Biegł dalej, nie zważając na zmęczenie fizyczne i psychiczne. Musiał
zabić. A zwykłe wycieńczenie nie mogło go tak po prostu powstrzymać. Był blisko…
tak blisko pierwszej zbrodni. Tylko on jest w stanie tego dokonać. To właśnie
on zbawi świat.
Wreszcie
dotarł na skraj lasu. Szybko ukrył się w cieniu i próbował złapać oddech. Omiótł
spojrzeniem okolicę.
Stolica
państwa Lakinia piętrzyła się wysoko w górę, ukryta pośród drzew. Wieże i
iglice wyglądały tak, jakby chciały sięgnąć gwiazd. Mur obronny prezentował się
tragicznie. Tu i ówdzie widniały pęknięcia, dziury, a nawet całe przerwy między
konstrukcjami. To znacznie ułatwiało wtargnięcie do środka.
Chłopak
uspokoił oddech. Wyprostował się i zaczął szukać luki w murze, przez którą mógłby
przejść. Tak, widać taką po prawej stronie. Młodzieniec, niczym cień, prześlizgnął
się przez dziurę i wszedł do miasta.
Uderzył
go odór ekskrementów i moczu. Przyzwyczaił się do tych zapachów, bo latami tu
pracował. Lakinia nie cieszyła się bogactwem. Było to jedno z najmniejszych państw
Zachodu. Niedawno jednak król zaspokoił głód biedy. Jego wysokość Radosław Rogdar,
pasjonat alchemii, wynalazł przepis na Świetlistą Wodę, która przyśpieszała
wzrost roślin. Wpływowi handlarze, słynni artyści, a nawet niektórzy królowie
bardzo zainteresowali się tym jakże udanym eksperymentem. W ten oto sposób kraj
otrzymał zastrzyk pieniędzy. Szybko zaczęli przebudowywać kamienice, łatać
dziury w murze i na nowo stawiać rynek.
Młody chłopak podniósł głowę i
ujrzał cel swojej podróży. Oto wieża, siedziba króla Radosława. Wysoka i
budząca podziw. Ona również wymagała szybkiego remontu. Wszędzie widniały
szczeliny, pęknięcia i wystające kamienie. Przecież ktoś mógłby się po niej
łatwo wspiąć.
Na
przykład on.
Zobaczył,
że na samym szczycie wieży znajdowało się okno królewskiej sypialni. To z niej
władca obserwował jezioro. To z niej często wydawał osądy. Niesprawiedliwe
osądy... na samą myśl chłopak aż zapłonął z gniewu. Pora zabić. Podbiegł do
budowli i wyciągnął rękę.
Wtedy usłyszał kroki. Zamarł ze strachu. Absolutnie nikt nie mógł go zobaczyć! Rozejrzał się gorączkowo w poszukiwaniu rozwiązania i... jest! Podbiegł do stosu siana i skrył się za nim w ostatniej chwili. Sekundę później grupa trzech strażników przeszła niebezpiecznie blisko niego. Chłopak odczekał, aż odejdą, a potem wyskoczył z kryjówki i rozpoczął wspinaczkę.
Miecz
i sztylet bardzo mu ciążyły, ale musiał je teraz mieć przy sobie. Przydadzą mu
się. Tak... tego chciał. Zabójstwa króla Radosława, samolubnego chama. Nikt już
nie będzie za niego cierpiał. Ludzie zaczną od nowa, wolni od niesprawiedliwych
wyroków i dyskryminacji. Będą znowu marzyć i kochać. Łańcuchy strachu wreszcie
opadną! To władca rządził tym krajem i tylko jego pragnął wyeliminować, ale chłopak
zdawał sobie sprawę, że w sypialni może napotkać królową. Wtedy będzie zmuszony
do podwójnego mordu.
Wspinaczka
nie należała do najłatwiejszych. Minęło kilka kropel potu, ale ostatecznie
dotarł do celu. Nie spadł. Łucznicy go nie zauważyli. Najwyraźniej los mu
sprzyjał. Odchylił okno szerzej i wyjrzał przez nie, badając komnatę. Niestety
gęste ciemności nie pozwalały na dokładne szczegóły. Znał jednak tę sypialnię,
bo już raz się w niej znalazł podczas pracy. Wiedział, że przy ścianie stało
łoże królewskie.
Przełożył
nogę przez parapet i lekko wylądował na podłodze. Podszedł cicho do łoża.
Wyciągnął spragniony krwi miecz. Dźwięk ostrza zabrzmiał mu w uszach niczym
grom. Serce waliło mu w piersi jak młotem. Zawahał się. Czy naprawdę tego
chciał?
Tak.
Chciał. Chłopak wziął oddech i wykonał zamach.
Za
sprawiedliwość!!!
Ale
zaraz...
Łoże
było puste.
Dopiero kiedy chłopak podszedł
bliżej, zobaczył jedynie odrzuconą pościel. Co to ma znaczyć? Młodzieniec
rozejrzał się w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Nic. I co teraz? Cała podróż ma
pójść na marne?
Na pewno nie.
Będzie musiał szukać swojej ofiary.
Podszedł do drzwi komnaty i przyłożył do nich ucho. Cisza powiedziała mu, że najwyraźniej
po drugiej stronie nie było straży. Świetnie. Młodzieniec bez wahania chwycił
klamkę dłonią mokrą od potu. I nagle...
–Dobry wieczór.
Głos strażnika. Ktoś szedł do
komnaty! Młody włamywacz błyskawicznie odskoczył od drzwi i schował się pod
łoże królewskie. W tej samej chwili komnata otworzyła się i przejaśniała od
światła z korytarza. Do środka wszedł jakiś mężczyzna i zamknął za sobą drzwi. Chłopak
nie mógł tak po prostu wyskoczyć i go zabić. Ten ktoś wcale nie musiał być królem
Radosławem. Tu potrzeba cierpliwości i pewności. Nie ma miejsca na pomyłki.
Chłopak, ukryty pod łożem królewskim, obrócił głowę i zobaczył czyjeś buty. Nieznajomy
wciąż stał przy wyjściu. Nie poruszał się. Co się dzieje? Dlaczego nie wróci spać?
Tajemniczy mężczyzna czekał moment przy drzwiach, aż wreszcie ponownie je
otworzył.
–Ktoś tu był?–
zapytał.
Tak
brzmiał głos króla Radosława Rogdara. Jego ofiary.
–Nie, panie.
–Nie słyszeliście
nikogo wewnątrz?
–Nie. Czy coś się
stało?
Trzask
drzwi oznajmił, że król wrócił do komnaty. Nie położył się jednak, ale podszedł
do okna. Chłopak nie wiedział, co tak zaniepokoiło mężczyznę, ale cierpliwie
czekał ze sztyletem przy piersi i mieczem przy pasie, gotów walczyć w każdej
chwili. Król Radosław stanął przy komodzie i zaczął ją przeszukiwać. Następnie
zajrzał do szafy. Zaraz... czy władca domyślił się, że ktoś tu wszedł, ponieważ
klamka była mokra od po...
Brodata
twarz króla wychyliła się znad łóżka i spojrzała prosto na ukrytego chłopaka. Przez
ułamek sekundy oboje patrzyli na siebie w strachu, a potem...
CIOS!
Gardło
króla Radosława wypuściło strumień krwi. Mężczyzna uderzył głucho o
przeciwległą ścianę i natychmiast poczłapał do drzwi, za którymi stał jego
ratunek. Nie mógł wydusić słowa przez krew, która zalewała mu wnętrzności. Król
wycharczał coś niezrozumiałego. Młodzieniec wyczołgał się spod łoża i tuż przed
drzwiami zaatakował władcę, nie pozwalając mu na żaden ruch ani dźwięk.
Mężczyzna, pełen przerażenia, spojrzał po raz ostatni na swojego mordercę.
Stał
przed nim żywy koszmar. To chłopak cały ochlapany krwią. Miał potarganą blond
czuprynę, a twarz obdarzoną delikatnymi, wręcz dziewczęcymi rysami. Jego drobna
postura bardzo kontrastowała z zakrwawionym sztyletem trzymanym w dłoni. Ubranie
żałośnie na nim zwisało. Na prawym ramieniu widniał tatuaż. I te oczy...
niesamowicie niebieskie oczy.
Morderca
wbił sztylet prosto w serce króla Radosława Rogdara. Natychmiastowa śmierć.
Chłopak złapał ciało króla i cicho położył je na ziemię. Na szczęście straż za
drzwiami niczego nie usłyszała.
Młodzieniec
wyjął sztylet z piersi władcy. Spojrzał na martwą twarz ofiary. I nagle żołądek
gwałtownie mu podskoczył. Chłopak chwycił usta dłonią. Pobiegł w ciemny kąt i zwymiotował.
Okropnie się trząsł. Co to miało znaczyć? Przecież chciał zabić króla, planował
to, wyobrażał sobie każdy detal planu... a mimo wszystko owinął go strach i
obrzydzenie po tym, co zrobił. Kiedy skończył zwracać kolację, podniósł się na
galaretowatych nogach. Nie mógł poddać się emocjom. Bardzo potrzebował
logicznego myślenia i opanowania. Stał chwilę bez ruchu z zamkniętymi oczami, a
potem odetchnął i podszedł do szafy. Wyjął z niej czyste ubranie. Była to biała
koszula i czerwona tunika oraz lekkie spodnie. Szybko przebrał się, a stare
ukrył za komodą. Zerknął również do szuflady. Znalazł w niej królewski sygnet.
Schował go do kieszeni spodni.
Wyszedł
na parapet i stopniowo zaczął schodzić z wieży. Miał rozedrgane dłonie, a serce
głośno waliło mu w piersi. Targały nim emocje, ale próbował trzymać je w ryzach
za pomocą spokojnego oddechu. Gdy był mniej więcej w połowie drogi na ziemię,
śliskie od krwi i potu dłonie wydały na niego wyrok. Chwilę później łupnął
głośno o ziemię.
Upadek
ogłuszył go całkowicie. Nic nie widział ani nie słyszał. Przez długi moment nie
wiedział, gdzie się znajduje. Nie umiał złapać oddechu. Próbował się podnieść,
ale wtedy:
–Nie ruszaj się!
Chłopak
otrząsnął się i spojrzał w górę. To jeden z trzech strażników.
–Coś ty do cholery...
Młody
morderca skoczył na równe nogi. Cała trójka spojrzała na jego dłonie, a potem
na sypialnię króla. Żołnierze wyciągnęli miecze i wymierzyli prosto w niego. To
koniec.
Ale...
Przecież
miał asa w rękawie.
Podniósł
wzrok i głęboko spojrzał w oczy strażnika. Pomyślał o zaklęciu. Ku zdziwieniu
pozostałych wojowników, mężczyzna opuścił broń. Odwrócił się beznamiętnie, po
czym bez ostrzeżenia zatopił stal w ciele kolegi. Ofiara nie zdążyła się
obronić. Padła na ziemię bez ruchu. Drugi mężczyzna nie mógł wykrztusić z
siebie słowa. Spojrzał z przerażeniem na strażnika, próbując złapać oddech. Nie
zrobił tego już nigdy. Zaczarowany strażnik machnął mieczem i przeciął mu
szyję. Następnie skierował broń na samego siebie i popełnił samobójstwo. Na
chwilę przed własną śmiercią mężczyzna odzyskał kontrolę nad swoim umysłem i ze
zdezorientowaniem ujrzał drobnego chłopaka. Młodzieniec odwrócił się i odszedł,
zanurzając się w cień nocy.
Chłopiec
udał się w stronę stajni, ledwo utrzymując się na nogach. Przeżył wielki
wstrząs. Psychiczny, jak i fizyczny. W końcu dotarł na miejsce. Odwiązał
pierwszego lepszego konia. Wskoczył na niego i wyjechał szybko z miasta. Minął
po drodze jakiegoś przechodnia, ale nie zwrócił na niego uwagi.
Skierował
się na północ. Do kolejnego państwa. Tamtejszy król również zasługiwał na
śmierć.
–Władza zniknie z
tego świata.– oświadczył Fabian bez nazwiska.
Zdjęcia ze strony www.pexels.com.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Piszesz?
Malujesz?
Tworzysz?
Malujesz?
Tworzysz?
Pochwal się swoim talentem na Marzydełku! Nie musisz się nigdzie rejestrować ani absolutnie za nic płacić. Misją Marzydełka jest pokazanie, że warto inwestować w Polskich twórców! Pochwal się swoim talentem TUTAJ i dołącz do grona Marzycieli!
Komentarze
Prześlij komentarz