"Morderstwo wierszem napisane" rozdział II
Łukasz Drążek
Morderstwo wierszem napisane
Kontakt:
drazek.wm@gmail.com
drazekwm@wp.pl
Spis treści
(kliknij na rozdział, żeby go zobaczyć, jeśli jest dostępny)
5. Metafora
6. Emfaza
7. Podmiot liryczny
8. Porównanie
10. Zgrubienie
11. Anafora
12. Przerzutnia
13. Inwersja
14. Gradacja
15. Bezbłędna interpretacja
16. Prawdziwy sens
17. Wiersz gotowy
18. Duch z Zagłowia
19. I tak mijają dwa miesiące…
Epilog – „Dlaczego zabijam”
Wena twórcza to podstawa
Z początku te słowa do mnie
nie docierają, jak gdyby umysł się przed nimi bronił. Dopiero po chwili je
ogarniam. Owija mnie chłód strachu. Wreszcie biorę głęboki wdech i wykrztuszam
pytanie:
–Co?
–JESZCZE
CHWILA I SAMI SOBIE BĘDZIECIE GOTOWAĆ!!!
Ignoruję mamę. Jak to nie żyje?
–Olaf,
halo?
–Weź,
dawaj nad jezioro od strony dębu.– słyszę w słuchawce.– Zebrał się już spory
tłum.
–Idę.
Blokuję telefon.
Rozglądam się po pokoju, nie wiedząc co począć.
Wpada mi do głowy jakaś myśl: „Ubierz się”. Tak... to dobry początek. Szybko chwytam
wczorajsze, byle jak rzucone ubrania i się przebieram. Nawet nie zwracam uwagi
na to, że nie zabrałem paska od spodni. Wchodzę, a właściwie wbiegam do kuchni,
gdzie wszyscy czekają tylko na mnie. Rodzice podnoszą brwi w zdziwieniu, widząc
mnie ubranego i bladego na twarzy.
–Nawet
nie myśl o wyjściu na dwór.– grozi mi mama.– Nie będę ci nic odgrzewać...
–Muszę
wyjść.– przerywam jej.– Dostałem bardzo ważny telefon.
Już widzę, jak mama nabiera
powietrza, żeby wybuchnąć. Lepiej jej nie denerwować. Żeby uniknąć szlabanu,
decyduję się od razu powiedzieć, o co chodzi.
–Ale
mnie to nie...
–Moja
koleżanka...– urywam na widok zainteresowanej Jagody.– Stało się coś... i...
muszę iść.– wyciągam buty z szafki.
Mama i tata przenoszą wzrok ze mnie na Jagodę.
–Co
się stało?
–Później
wam powiem. Cała wieś zbiega się pod dąb.– wyjaśniam i bez zbędnej zwłoki otwieram
drzwi wyjściowe.– Muszę iść. Pa.
Wychodzę na zewnątrz, gdzie owija
mnie zimne powietrze. Mama mówi to, co właśnie pomyślałem.
–Kurtkę
załóż!
Bez skupienia biorę jakąkolwiek z wieszaka i
zamykam za sobą drzwi. Jest o wiele zimniej, niż się spodziewałem, więc
narzucam na siebie kurtkę. Ta należy do taty, ale to nie czas na bawienie się w
szczegóły.
Chwytam za klamkę furtki, która nie chce
ustąpić. Zamknięta. Nie chce mi się wracać po klucze, dlatego wskakuję na płot
i przeskakuję na ulicę. Gdy ląduję, brak paska daje o sobie znać, bo spodnie
komicznie spadają mi do kolan. Błyskawicznie podciągam je w obawie przed
wzrokiem któregoś z sąsiadów i szybkim krokiem udaję się w górę ulicy.
*
Może to niestosowne, ale oprócz szoku i smutku
czuję jeszcze ciekawość. I wyrzuty sumienia z tego powodu. Kasia mieszkała na
tej samej ulicy co ja i kiedyś bawiliśmy się razem. Była starsza ode mnie o
rok, więc nie miałem jak utrzymać z nią kontaktu. I dziwnym trafem za każdym
razem umiałem wykrztusić tylko marne „cześć”. Czasem zamieniłem z nią dwa
zdania w Kościele. Kasia jest głęboko wierząca. Była... głęboko wierząca. Nie
wierzę, że zginęła. To musi być jakaś pomyłka.
W tej zapomnianej przez czas miejscowości nigdy
nic interesującego się nie dzieje. W Zagłowiu dni mijają powoli i spokojnie.
Każdy zna swoje miejsce i nikt się nie wychyla. Dawno temu wieś stała się jednak
sławna, kiedy syn rodziny Zalewskich zaginął i nawet do tej pory go nie
odnaleziono. Reportaże, śledztwa i wielkie poszukiwania rozsławiły Zagłowie na
cały Śląsk. To było jakieś dziesięć lat temu i pamiętam tylko tyle, że przez
pół roku nie wolno mi było wychodzić z domu bez rodziców. Ale czas biegnie
dalej, a wieś wróciła do dawnego biegu, a właściwie sennego trybu. Tak...
senność. Razem z moimi znajomymi niemiłosiernie nudzę się w tym miejscu. Zawsze
byłem pewien, że wyjadę w świat, gdyż w Zagłowiu nic mnie nie czekało. Tutaj
świat się kończy, a zaczyna gdzieś indziej. Teraz jednak błogą sielankę
przerwano. I to z wielkim hukiem. Dlatego jestem tak zaintrygowany. Dlatego
muszę dowiedzieć się, kto zabił. To najprawdopodobniej jedyna i ostatnia
interesująca rzecz, jaka wydarzy się w tej nudnej wsi.
Skręcam w uliczkę i przyśpieszam kroku.
Nigdy
nie widziałem kogokolwiek martwego na żywo, ale oglądałem wiele filmów i
seriali, przyzwyczajając się do widoku krwi. Cenię sobie swoją odporność na
odpychające obrazy.
Zbliżam się do rozległego jeziora,
którego gładka tafla iskrzy się w świetle nowego dnia. Nawet stąd mogę zobaczyć
największy dąb w Zagłowiu. Ten monumentalny posąg natury to główny punkt
spotkań moich ludzi. A tam, po lewej, dostrzegam grupki ludzi, którzy idą
wzdłuż brzegu. To chyba tam...
Nie przerywając marszu, kieruję się w tamtą
stronę. Chwilę później mijam wysokie drzewo o imponującym rozgałęzieniu i docieram
na rzadziej uczęszczane ścieżki. Zagłębiam się w lasek, który próbuje mi
przeszkodzić w marszu swoimi wystającymi gałązkami. Wreszcie przedzieram się
przez krzewy, by napotkać tłum ludzi. Niektórzy wyciągają telefony i robią
zdjęcia czemuś, co znajduje się w centrum zainteresowania. Czy właśnie tam leży
ciało? Czy tam znajdę martwą koleżankę?
Podchodzę bliżej.
Znikąd
pojawia się Olaf.
–Jesteś.
Siema.
Witamy się żółwikiem. Korzystam z tego, że
jestem najwyższy w całej szkole i próbuję zobaczyć, co leży po środku ścieżki.
Bezskutecznie. Za wielu ludzi zasłania mi widok.
–Co
się stało?– pytam.
–Proszę
odsunąć się od taśmy! –woła ktoś w środku kręgu ludzi.
–Niedobrze
mi.– oznajmia nagle Olaf, a ja przestaję wyciągać głowę i zerkam na niego.
Olaf Niesławski ma pulchną twarz zdobioną
pryszczami. Szare oczy, zwykle znudzone, teraz wyrażają przerażenie i nawet
okulary nie są w stanie tego ukryć. Jego długie, brązowe włosy opadają do
ramion. Rzeczywiście źle wygląda. Pobladł, a głos mu drży.
Olaf był bardzo często wyśmiewany w podstawówce
przez to, jak wyglądał. Podczas gdy ja cieszyłem się towarzystwem znajomych, on
nie miał się do nikogo odezwać i coraz bardziej zamykał się w sobie. Pewnego
dnia natknąłem się na grupkę moich starych znajomych, którzy się nad kimś
znęcali. Podszedłem bliżej i zobaczyłem ich ofiarę– grubego okularnika. Sam nie
wiem, czemu, ale zrobiło mi się go żal. Nie wytrzymałem i zareagowałem. Wpadłem
pomiędzy moich dawnych kolegów i zabrałem od nich Olafa. Sam nie wiem, dlaczego
pomogłem takiemu dziwakowi. Ja? Ulubieniec klasy? No cóż. Chyba poczułem żal i
chciałem mu pomóc. Albo po prostu chciałem jakkolwiek wkurzyć tych zdrajców. No
ale nieważne. Moja pomoc została doceniona. Zwykle miałem problemy z niektórymi
przedmiotami w szkole. Groziło mi niezdanie. Wtedy Olaf odpowiedział na moją
pomoc i dzięki niemu przeszedłem do następnej klasy. A miałem naprawdę kiepską
sytuację. Po wszystkim zaprosiłem go do domu i, o dziwo, świetnie się
bawiliśmy. Olaf, mimo iż wyglądał na nerda, siedzącego przed komputerem, wydawał
się całkiem spoko. Mijały miesiące, aż w końcu się zżyliśmy. Olaf bardzo mnie
polubił. To jego odskocznia od samotności. Nie ma nikogo w szkole, a i w
rodzinie średnio mu się wiodło. To chłopak z rozbitej rodziny, wychowywany
przez samotną matkę.
–Wiem,
że jesteś dość...– zaczynam, ale on wpada mi w słowo.
–Miękki?
–Nie...
eee... uczuciowy.– łagodzę, choć trudno mi po prostu nie nazwać go „miękką
kluchą”.– Ale nie przejmuj się. Daj mi przejść. Muszę to zobaczyć.
Ciekawość mnie zżera. Jest silniejsza niż szok,
czy smutek. Zamiast przeciskać się przez tłum głośnych gapiów, przechodzę przez
krzaki i wychylam się nieco zza żółtej taśmy.
Jeżeli wcześniej sądziłem, że wypracowałem
sobie odporność na straszne obrazy przez oglądanie takich scen w filmach, to
się grubo myliłem. To wszystko jest... tak realne, tak mocne, że nie potrafię
tego nawet opisać.
Dziewczyna, którą widziałem w piątek, teraz
leży tutaj jak blada kukiełka. Nieruchoma. Cicha. Jej długie blond włosy
zlepiło błoto. Przez chwilę nie rozumiem, dlaczego umarła, ale dopiero teraz
zauważam rozstawione ręce z zakrwawionymi nadgarstkami. Oczy prześlizgują mi
się na jej twarz. Tak niewinną i spokojną. Mam wrażenie, że zaraz wstanie. Że
już za moment otworzy powieki, otrzepie się i zawoła „Co to za zamieszanie!?”.
Ale ta chwila nie nadchodzi. Bo Kasia podcięła sobie żyły.
Robi mi się słabo. Odwracam wzrok od tego
makabrycznego obrazu i wracam pośpiesznie do Olafa, udając mniej przejętego,
niż w rzeczywistości jestem. Tuż za mną rozlega się stanowczy głos policjanta:
–Proszę
nie robić zdjęć!
–I
jak?– pyta Olaf, jak tylko podchodzę do niego.
Biorę głęboki, uspokajający oddech.
–To...
–serce bije mi głośno w piersi, niemalże zagłuszając myśli.– Dlaczego to
zrobiła?
Oddycham ciężko. Głos mi drży. Olaf musiał to
zauważyć, ale najwyraźniej postanawia nie zwracać uwagi na tę reakcję.
–Zrobiła
albo zrobił.– przyznaje Olaf.
–Co?
Jakie zrobił?
–Proszę
dać nam pracować!– krzyczy jeden z policjantów.– Odsunąć się od taśmy!
–Jaka
wielka strata...
–To
straszne, Boże!
–Zwierzę,
które to zrobiło, powinno smażyć się w piekle!
–Feliks...–
Olaf bierze mnie za łokieć i odciąga od rozgorączkowanego tłumu, gdzie policja
próbuje skonfiskować telefony dzieci, które zapełniały galerię filmikami i zdjęciami.
–Nie
zauważyłeś czegoś?
–Eee...
czego niby? Sprawcy?
–Nie,
dzbanie. Noża. I motywu. Po co miałaby to zrobić? I czym? Tam nie leży żadne
ostre narzędzie. Czym miałaby sobie podciąć żyły? Szyszką?
–Olaf,
co ty pieprzysz?
–Jakkolwiek
filmowo by to teraz nie zabrzmiało, to powiem ci, że kogoś podejrzewam.–
oznajmia poważnie.
–Żartujesz?
Po co ktoś by to zrobił?
–Słuchaj,
Feliks. Jedyna osoba w naszej szkole, która jest typowym ćpunem, to... ?–
patrzy na mnie ze znaczącym spojrzeniem.
No tak... on. Przecież w wielu filmach była
podobna sprawa. I często mordercą okazuje się chłopak, czy kochanek.
–Grzechu.–
wyrywa mi się, a Olaf przytakuje.
–NIE
PRZECHODŹ ZA TAŚMĘ GÓWNIARZU!!!
W centrum zbiegowiska robi się
jeszcze większy chaos, kiedy widzimy jakiegoś gówniaka, uciekającego przed
rozwścieczonym policjantem.
–Wszystko
wskazuje na niego.– kontynuuje Olaf, jakby nikt mu nie przerwał.– Jakie ma zainteresowania,
każdy wie. Że zazdrosny o Kaśkę, każdy wie. Może wczoraj wydarzyło się coś, co
pchnęło go do tego? W końcu w sobotę wypadały walentynki...
–Olaf!
To ewidentne samobójstwo!– wybucham.
Stojący obok ludzie natychmiast
odwracają się w moją stronę. Czerwienię się i milknę. Olaf odciąga mnie jeszcze
dalej od gapiów.
–To
dla mnie nieoczywiste. Kasia nie miała po co tego robić. A noża nie ma na
miejscu zbrodni.
–Skąd
wiesz, że to był nóż?– pytam.
–No
bo chyba nie tampon? Feliks, skup się! To Marczak jest podejrzany!
Wzdycham ponownie. Nie chce mi się mówić, że
Olaf nagrał się w gry. Przecieram oczy i spoglądam na tłum gapiów. Niektórzy
się rozchodzą, głośno komentując wydarzenia.
–Co
z policją?– pytam.– Przesłuchują kogoś? A gdzie ten cały Grzechu?
–Zanim
przybyłeś, policja rozmawiała z gapiami, ale niczego konkretnego się nie
dowiedzieli, oprócz tego, że chodziła z Marczakiem. Właściwie nikt nic nie
widział, nikt nic nie słyszał. A Grzecha nie ma. Dwóch policjantów poszło do
domu państwa Kozłowskich.– wzdycha ciężko.– Strasznie im współczuję.
–Pewnie
siedzi w melinie i ćpa, gnój jeden.– wyrywa mi się. Olaf przytakuje.
Czuję się słabo. Nie wiem, czy z powodu braku
śniadania, czy natłoku emocji... ale pojąłem, że jestem o wiele mniej odporny
psychicznie, niż początkowo podejrzewałem. Zachowuję się teraz jak jeden ze
świadków, w tym programie o policji. Żałosne.
–Co
teraz?– zwracam się do Olafa.
Odpowiada mi po chwili ciszy, przerywanej
odgłosami ludzi i rozkazami policji.
–Nie
wiem. Ale jedno jest pewne.– odwraca się do mnie i mówi prosto w twarz.– Nudne
życie tej wsi właśnie się skończyło.
Jakże
się z tobą zgadzam, mój najdroższy przyjacielu.... gdybym tylko wiedział, że to
morderstwo stanowi początek mojego końca...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Piszesz?
Malujesz?
Tworzysz?
Malujesz?
Tworzysz?
Pochwal się swoim talentem na Marzydełku! Nie musisz się nigdzie rejestrować ani absolutnie za nic płacić. Misją Marzydełka jest pokazanie, że warto inwestować w Polskich twórców! Pochwal się swoim talentem TUTAJ i dołącz do grona Marzycieli!
Komentarze
Prześlij komentarz